2017/08/27

Festiwal kolorów Giżycko 2017

Ból dupy, czyli moja opinia o organizacji Festiwalu Kolorów (czy Eksplozji Kolorów) w Giżycku.





Szczerze? Cała ta zabawa nie ma dla mnie większego sensu. Nie wiem, może to ze względu na słabą jednak organizację - wiecie, słaba oprawa muzyczna (choć wiadomo, kwestia gustu) DJe grający taką pierdoloną łupankę, że naprawdę ciężko było stać pod sceną i tego słuchać a żeby gdzieś usiąść i obserwować całe to widowisko..no właśnie, nie było gdzie, jedynie jakiś pseudo bar pod namiotem OBOK sceny, naprzeciwko był kawałek trawy i plaża a według mnie przy takich festiwalach powinno się dawać ludziom możliwość wypicia soku czy piwa siedząc przy stoliku, nie każdy ma ochotę stać w tłumie pod sceną (tak, wiem, powiecie "nie podoba się to wypierdalaj siedzieć przed telewizorem" tylko zauważcie, że na większości festiwali/festynów ludzie siedzący przy stolikach również spędzają miło czas oraz generują niemały dochód dla organizatorów - z pewnością większy, niż koszt wystawienia kilkunastu/kilkudziesięciu stolików). Same 3wyrzuty kolorów.. no ok, może to i fajnie wyglądało, z pewnością fajnie wyglądały dzieciaki całe umazane różnokolorowym proszkiem - w gruncie rzeczy to chyba tylko dla najmłodszych uczestników było czymś niesamowitym. Gorzej pewnie bawili się rodzice, kupujący im ten proszek po bodajże 15zł za woreczek... No cóż, dwaj DJe pograli przez 2h, ludzie trochę porzucali kolorowym proszkiem i zasadniczo po festiwalu, później nastał koncert Reggae Damiana Syjonfama - nie mam pojęcia kim on jest, ale dał całkiem udany koncert - szkoda jednak, że organizatorzy nie pomyśleli, aby i w czasie jego trwania pokolorować Giżycko. Swoją drogą, scena też była gówniana, nagłośnienie za słabe a reflektorów zero. Tak, były lasery, ale do pokazu na zakończenie a nie do urozmaicenia koncertów, a szkoda.
Drugim sporym minusem był fakt postawienia zaledwie 5 TOI TOI. Na domiar złego, postawione były pod drzewami, w miejscu totalnie ciemnym, więc bez latarki nie podchodź. Kurwa, czy tak się organizuje imprezy plenerowe w bądź co bądź żeglarskiej stolicy mazur?
Po koncercie Damiana błyskawicznie przeszliśmy (a właściwie organizatorzy przeszli, bo widzowie nie mieli jak) do pokazu teatru ognia (Teatr Los Fuegos). Kto stał po prawej stronie sceny może miał szczęście coś widzieć, pozostali ludzie ni chuja. Pokaz odbywał się na kawałku plaży obok sceny, nisko, więc tylko ci najbliżej mogli cokolwiek zobaczyć, za nisko była również kamera, która rzekomo miała nadawać tenże pokaz na telebimie - było widać głowy ludzi i jakieś tam przebłyski ognia. Totalna porażka.
Punktem kulminacyjnym tego dnia był pokaz laserowo-fajerwerkowy. Powiem tak..uwielbiam tego typu widowiska, niemniej winny być zorganizowane profesjonalnie a nie na odpierdol. Pokaz był ładny i długi (17 minut), szkoda tylko, że synchronizacja z muzyką słabo wyszła, były problemy z płynnością pokazu a samo nagłośnienie - cholernie ciche. Ciekawe czemu..czyżby cisza nocna? W dodatku mniej więcej w połowie pokazu zabrakło dymu i nie było już zbytnio czym się zachwycać. Po laserach wystrzelili trochę fajerwerków, dosłownie trochę, bardzo krótką serię dość dużych ładunków. I znów błąd marketingowy, bo lasery osobno, fajerwerki osobno..to są dwa pokazy, a nie pokaz laserowo-fajerwerkowy. Czasem się zastanawiam, czy takie robienie byle czego aby tylko było jest robione dla debili tudzież ludzi żyjących w jaskiniach, którzy nigdy niczego nie widzieli nawet w internetach i zadowolą się byle gównem czy właśnie to ci debile już są u władzy i zwyczajnie im się nie chce o cokolwiek postarać? Jak się chce zorganizować coś fajnego, porządnie się tym zajmie, to i sponsorzy chętnie sypną groszem, bo wiedzą, że zarobią. A jak jeden z drugim burmistrzem zrobi łaskę, że złoży podpisy na kilku papierkach...
Coraz słabiej na tych mazurach, coraz słabiej...




2017/07/12

Wilczy Szaniec / Wolfsschanze







To miejsce ma niezwykły klimat. Niby "jakieś tam bunkry z okresu wojny", które - jak mogłoby się wydawać - nie różnią się od innych starych, opuszczonych budowli, których nie tylko u nas w kraju ale i na świecie jest multum. Różnią się jednak bardzo.. Odczuć to można dopiero stawiając swą stopę na ich terenie. Od razu uderza nas swego rodzaju mistycyzm tego miejsca, jego ogromne znaczenie w naszej niedawnej przecież historii.
Choć większość budowli jest już w stanie rozpadu i raczej nierozsądne byłyby próby wchodzenia do nich bądź na nie, ja się skusiłem. Nieznacznie, ale jednak. Żałowałbym pewnie, gdyby kawał muru spadł mi na głowę, potrzaskał kręgosłup czy nogi, jednak trudno było się powstrzymać przed zajrzeniem chociaż tam, gdzie jeszcze nie ma barierek ograniczających dostęp. Nie polecam jednak tego robić, nie tylko ze względów bezpieczeństwa, ale także dlatego, że to przerażające doznanie. W ułamku sekundy poczułem się jakbym został przeniesiony w czasie. Może to dziwne, ale przez moment miałem wrażenie, że głosy innych zwiedzających to rozmowy urzędujących tam kilkadziesiąt lat temu generałów...


Serdecznie polecam każdemu zwiedzić ten kompleks, warto go poznać, a tymczasem zachęcam do obejrzenia mojej małej relacji Wilczy Szaniec w obiektywie filmowca-amatora.




2017/07/10

Dni Mikołajek 2017



Dni mikołajek jak co roku zostały zorganizowane ze sporym rozmachem a można by rzec, że z większym niż dotychczas (pomijając standardowe dla tego rejonu eventy typu "rybkę na zdrowie" czy zabawy i konkursy dla najmłodszych). W dużej mierze to też zasługa samych uczestników, bowiem w paradzie statków tym razem wzięło udział również wielu turystów, dzięki czemu było to ciekawe i trochę przeciągające się widowisko - poważnie, myślałem, że nie dam rady już stać i tego oglądać, dodatkowo trzymając kamerę w ręku. Chwilę później rozpoczął się pokaz fajerwerków trwający około 10 minut i muszę przyznać, że postarali się, to była długa seria potężnych ładunków - choć wiadomo - nie takie już ludzkie oczy widziały, jednak jak na takie małe miasto było to zachwycające, niemniej chyba wolałbym pokazy laserowe jak kilka lat wstecz.
    Po serii rozświetlających wybuchów przyszedł czas na powędrowanie w kierunku sceny, na której miała dać koncert wspaniała wokalistka - Sylwia Grzeszczak. Tutaj niestety muszę dać spory minus władzom miasta... Umiejscowienie sceny na małym ryneczku, przy fontannie, pomiędzy drzewami to bardzo zły pomysł. O ile w przypadku występów lokalnych zespołów biesiadnych czy drobnych występów, konkursów dla dzieci, które nie przyciągają tłumów zdałoby to egzamin, o tyle organizacja koncertów gwiazd w tak ciasnym, pozbawionym widoczności miejscu nie ma najmniejszego sensu. Pomijając już nawet tą ciasnotę scena była ustawiona zbyt nisko i już z odległości 20 metrów od niej, jak mieliśmy szczęście stanąć gdzieś z boku, gdzie drzewa przesłaniały nam mniej niż połowę sceny to i tak mogliśmy podziwiać właściwie tylko reflektory..no i ewentualnie czasem kapelusz Sylwii - i to mając ponad 170cm wzrostu.

Zdjęcie zrobione telefonem umieszczonym na 80cm selfie sticku


Mimo panującego przez to chaosu jednak nie żałuję, warto było się pomęczyć, być ściskanym jak sardynka. Warto było posłuchać tego niesamowitego koncertu, Sylwia wraz z zespołem dała z siebie wszystko i z całą pewnością udam się jeszcze na jej koncert, choćby nawet w gorszych warunkach - aby tylko nagłośnienie było solidne ;)